Bóg zaskakująco bliski

W Bożym Narodzeniu nie chodzi o tradycję. Chodzi o prawdziwy obraz Boga.

Boże Narodzenie…. Już sama nazwa tych świąt stawia rozum człowieka w poprzek. Jak Stwórca świata może stać się stworzeniem? Jak Wszechmocny – bezradnym i bezbronnym? Ale to właśnie stało się dwadzieścia wieków temu w Betlejem. „Zrodzony, a nie stworzony, współistotny Ojcu” przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem.

No właśnie „dwakroć narodzony”, prawda? „Raz z Ojca przed wieków wiekiem, a teraz z Matki – człowiekiem” – jak śpiewamy w jednej z kolęd. Z Ojca… Nie, nie można nijak wskazać czasu, kiedy to się stało. Bo… Syn Boży istnieje razem z Ojcem od początku. Sformułowania „zrodzony” w wyznaniu wiary użyto jedynie dla podkreślenia jedności natury Ojca i Syna. Ze światłości jest światło, z Boga – Bóg prawdziwy. Ten sam co do istoty; współistotny Ojcu. Sam odwieczny. Jak lepiej oddać tę jedność natury Ojca i Syna niż przez powiedzenie, że Ojciec zrodził Syna?

A wobec świata ów Syn, wespół z Ojcem – Stwórca. Wszak „przez Niego wszystko się stało”.  Bez Niego nic się nie stało; nie ma stworzenia, które nie byłoby Jego dziełem….  Nasza wczesnozimowa uroczystość nie jest świętem dla święta. Nie jest świętowaniem dla nastroju, dla dzielenia się opłatkiem, dla choinki, dla prezentów. I nawet nie jest świętem dla bliskich czy rodziny. Jest kontemplowaniem tajemnicy Boga, który dla nas stał się człowiekiem. Niepojęta jest Boża miłość. Dla nas Stwórca stał się stworzeniem…

To rzuca niesamowite światło na to, kim i jaki  jest Bóg, w którego wierzymy. Jaki jest Ten, którego możemy odrzucić. Boże Narodzenie to dobry czas, by zastanowić się, może po raz pierwszy, a może po raz nie wiadomo który, jaki jest Ten, w którego wierzę. Wszak człowiek nie tylko wierzy w takiego Boga, jakiego obraz w sobie nosi,  ale także – niestety – odrzuca takiego, jakiego sobie wyobraża. Gdy w  ludzkim przekonaniu to Bóg zarozumiały, z niewiadomego powodu ciągle czegoś się domagający, za byle co karzący, a przy tym niesprawiedliwy, stronniczy, wspierający silnych…. Czy można takiego Boga kochać? Nic dziwnego, że ktoś mając taki obraz Boga, odrzuca Go!

Bóg zaangażowany

Stary Testament przedstawia Go jako tego, który wszystko może. Który najpierw wszystko stworzył. Cały Kosmos, w nim ziemię, wszystko co jest na niej i człowieka na dokładkę. A potem tego, który rządzi i kieruje losami świata. Gdy jednak przeszkodził Mu ludzki grzech…

Zniszczyć i zacząć od nowa? Pewnie mógłby.  A jednak nie chciał unicestwiać  swojego zranionego przez grzech stworzenia. Uzmysławia to biblijna opowieść o potopie. Prawie zniszczyć – tak, ale zostawić Noego. Sprawiedliwego, z którego ród ludzki na nowo się odrodzi. Ale nic to nie dało. Bo natura ludzka została zraniona przez grzech, potomkowie Noego szybko do grzechu wrócili. On sam i jego dzieci, ci, którzy potem postanowili budować w Babel wieżę sięgającą nieba. Mimo to Bóg się nie poddał. Postanowił naprawić stworzenie, przekonując je, że nie warto pójść drogą nieufnych Adama i Ewy; że warto Mu zawierzyć. I zaczyna od powołania Abrahama. Pierwszego, który, choć pełen wątpliwości, zostanie nazwany ojcem wiary. A potem to wezwanie do zaufania będzie się ciągle powtarzało: przeprowadzka do Egiptu rodziny wnuka Abrahama, Jakuba, potem wyście z Egiptu, wędrówka przez pustynię, zdobycie Kanaanu, czasy sędziów, królów, niewoli i zmiennych losów powygnaniowych… Ciągle to samo wezwanie: ufajcie.

Bóg Starego Testamentu jest surowy, wymagający i okrutny? To przede wszystkim Bóg zaangażowany. Zaangażowany po stronie swoich. Gotowy ubrudzić się stawaniem po ich stronie przeciw innym. Gotowy za nich walczyć. Gotowy pozwalać im, zgodnie z panującymi w tym czasie okrutnymi zwyczajami, na rzeczy, które dziś (obłudnie) uważamy za niepotrzebne okrucieństwo. Bóg niewahający się stanąć po stronie swoich. By widzieli, że warto Mu ufać. By widzieli, że nie jest Bogiem malowanym czy wyrzeźbionym tylko. Że naprawdę wiele może. A jednocześnie Bóg ich wychowujący: oko za oko, ząb za ząb. Nie niepohamowana zemsta, której nie brak i w naszych czasach: dwoje oczu za oko, za ząb cała szczęka….

Jednego tylko nie znosił u swojego ludu: lekceważenia Go. Zapominania o Nim  i kłaniania się obcym bogom. Ale też zapominania o Jego dobrym i mądrym prawie, a kierowania się prawem silniejszego. Był Bogiem zaangażowanym po ich stronie; oczekiwał zwykłej wdzięczności. Tej nici zaufania. Ale jego lud często, zbyt często, wolał robić po swojemu…

Bóg cichy i pokorny

W końcu przyszedł do swoich jako człowiek… A swoi Go nie przyjęli…

Jest coś niesamowitego w tym, że Bóg stał się jednym z nas, przyjmując ciało z kobiety. Ale jakby tego było mało, wybrał nie bogactwo, potęgę i moc, ale ubóstwo i słabość. Zdany na łaskę ludzi… I tak będzie przez całe Jego życie. Bóg mieszkał wśród swoich. Z nimi pracował, z nimi się bawił. Zna nasze ludzkie życie nie dlatego, że jest wszechwiedzącym Bogiem, ale dlatego, że Go doświadczył. A potem, gdy zaczął swoją publiczną działalność…

Co powiedzieć o Bogu, którego człowiek może zobaczyć w Jezusie? Był dobry. Wypędzał z ludzi złe duchy, leczył choroby, czasem karmił, raz uciszył dla nich burzę na jeziorze… A parę osób nawet wskrzesił. Był dla słabych, był dla obciążonych trudami życia, także wymaganiami religijnymi, jakie stawiali faryzeusze… Zauważył Zacheusza, nie potępił jawnogrzesznicy…  Sprzeczał się z religijnymi przywódcami. Bo zastąpili miłość do Boga skrupulatnym trzymaniem się przepisów nie zawsze zgodnym z tym, czego oczekiwał Bóg. Bo łatwo potępiali, zamiast przygarniać. Ale jeśli tylko chcieli słuchać, miał dla nich czas. Dla Apostołów, dla Nikodema, dla rodziny Łazarza… Gdy w końcu uknuli spisek, by Go zabić, pozwolił na to. Pozwolił się skazać, pozwolił się bić, opluwać, pozwolił na szyderstwa, biczowanie, koronowanie cierniem. I jeszcze umierając na krzyżu, zdążył obiecać skruszonemu łotrowi raj… Taki jest Bóg. Nie żądający miłości, ale miłości cierpliwie i pokornie oczekujący. Bo choć jest Panem wszystkiego, szanuje naszą ludzką wolność…

A potem było zmartwychwstanie. I jeśli wyrzuty, to serdeczne, pełne przyjacielskiej bliskości. Jak wtedy, gdy uczniowie łowili ryby, a On, niespodzianie do nich przyszedłszy, rozpalił ogień i przygotowywał im śniadanie. Wielkie musiało być ich zdumienie. On, Zmartwychwstały Pan, dla nich, którzy niespecjalnie w godzinie próby się spisali…

Takiego mamy Boga. W takiego Boga wierzymy. Boże Narodzenie to część tej właśnie prawdy o Nim. Teraz chodzi tylko o to, jak Mu odpowiemy…

Źródło: wiara.pl